czwartek, 30 października 2014

Epilog

- Mamusiu! A dlaczego tatuś to zrobił? - zapytała pewnego dnia mała Lea wskazując na zdjęcie Raphy, który celebrował zdobycie bramki w meczu z Espanyolem.
- Bardzo się z nim pokłóciłam i chciał coś zrobić, żebym się nie gniewała - odparłam głaszcząc małą blondyneczkę po głowie.
- Ale przecież ty się nigdy nie gniewasz, chyba że tatuś za długo siedzi w łazience - ciągnęła wpatrując się we mnie brązowymi oczami Raphaela.
Uśmiechnęłam się lekko nie bardzo wiedząc jak wytłumaczyć całą tą sytuację mojej pięcioletniej córeczce. Gdybym jej powiedziała, że nie chciałam wybaczyć Varanowi dlatego, że mnie zdradził, prawdopodobnie nic by z tego nie zrozumiała. Na pomoc przyszedł mój mąż.
- Tatuś po prostu popełnił kilka błędów, których bardzo żałował - powiedział przytulając nas obie.
- Ale potem już nie byłaś zła? - zapytała.
- Nie - odparłam spoglądając na Francuza, który pocałował mnie w czoło.
Od tamtego meczu minęło 5 lat. Po spotkaniu zeszłam na murawę i bez wahania rzuciłam się w ramiona Raphaelowi. Zignorowałam cichy głosik pochodzący z mózgu i pozwoliłam sercu decydować za mnie. Nigdy bym się nie spodziewała, że zrobi coś tak wspaniałego. Wtedy uwierzyłam, że on na prawdę żałował tego co zrobił.
Następnie zamieszkaliśmy razem a po kilku miesiącach okazało się, że jestem w ciąży. Raphael oświadczył mi się i zorganizowaliśmy szybki ślub, na którym pojawiło się około 500 ludzi. Wszystko było idealne.

_________________________________

Cześć! Skończyłam bardzo sielankowo, ale cóż, wolno mi xD Trochę się męczyłam pisząc ostatnie rozdziały, głównie dlatego, że liczba czytelników spadła o jakieś 70%. To trochę dołuje, bo nie wiem czy to co robię ma sens, zaczynam się zastanawiać co zrobiłam źle. Pomimo to, bardzo dobrze prowadziło mi się tego bloga :)
Jednak chciałam podziękować wszystkim tym, którzy wytrwale czytali i komentowali, jesteście kochani! ♥

Pozdrawiam i do zobaczenia na innych blogach :*

I'll be the one if you want me to
Sztuka zapominania
Sztuka wyboru

W poszukiwaniu szczęścia
Stand by me
Your one and only

sobota, 18 października 2014

Rozdział 8 - ostatni

Postanowiłam być nieugięta i nie otworzyłam mu. Nie po tym co się stało. Chciałam powrócić do oglądania filmu, ale zatrzymał mnie zdesperowany głos Francuza.
- Błagam cię, otwórz - wołał - Zrozumiałem, że to dzięki tobie moje życie ma sens.
- Bla, bla, bla. Zachowaj swoje głupie gadki dla tej zdziry - odparłam stanowczo i ruszyłam w stronę salonu.
Próbowałam skupić się na filmie, ale ciągle niewzruszony Varane stał pod drzwiami i powtarzał "wpuść mnie". Nie chciałam dać za wygraną i siedziałam na sofie udając, że wciągnęła mnie fabuła wyciskacza łez. W myślach modliłam się, żeby Luca wrócił i przegonił Varane'a. Każde jego słowo jednocześnie przyprawiało mnie o przyjemne dreszcze i sprawiało ból w okolicach żołądka.
Po godzinie lamentów, Raphael ucichł. Cisza trwała jakieś 15 minut i szczerze zaczęłam się zastanawiać czy mu się coś nie stało.
Z ciekawości wstałam i podeszłam do drzwi. Lekko je uchyliłam spodziewając się Rafy opartego o ścianę korytarza lub w ogóle jego brak. On jednak siedział opierając głowę o zgięte kolano. Wyglądał okropnie. Włosy w nieładzie, przepocony biały t-shirt i stare, schodzone trampki. Na mój widok zerwał się do pozycji stojącej. Chciałam błyskawicznie zamknąć drzwi, ale ten popisał się nienagannym refleksem i przytrzymał je powodując, że pozostały otwarte.
- Nie byłem z nią szczęśliwy. Piłem, żeby nie czuć tej guli w.. środku. Myślałem, że mam jakieś problemy zdrowotne, ale zrozumiałem, że to z tęsknoty. Tęsknoty za tobą - powiedział a w jego czekoladowych oczach widziałam szczerość przepełnioną bólem.
- Daj mi czas - odparłam i bez zawahania zamknęłam drzwi przed jego nosem.
Nigdy nie wierzyłam w coś takiego jak spór serca z rozumem. Zawsze uważałam, że te dwa narządy są ze sobą zsynchronizowane, dzięki czemu możemy z łatwością podejmować trudne decyzje.
Tym razem rozum podpowiadał mi, że nie powinnam wybaczyć Raphie. Pojawiały się wątpliwości. Co jeśli on znów wywinie mi taki numer?
Ale z drugiej strony serce mówiło, że nigdy nie znajdę kogoś, kto będzie dla mnie znaczył tyle co Francuz.
Ponownie usiadłam na kanapie okrywając się kocem, podkurczyłam nogi i oparłam podbródek na kolanach. Pozwoliłam małym strugom łez swobodnie spływać po moich policzkach.

***

Po tym jak zamknęła mi drzwi przed nosem, załamałem się. Sterczałem tam ponad godzinę, zdarłem sobie gardło, wyznałem jej miłość a ona wciąż niewzruszona nie chciała mnie słuchać. Zacząłem się zastanawiać czy ona na prawdę mnie kocha, czy w ogóle warto się o nią starać. Gula w żołądku, która ciągle dawała mi o sobie znać utwierdzała mnie w przekonaniu, że nie mogę się poddać.
Przez kilka następnych dni zastanawiałem się jak mogę odkupić swoje winy. Prosiłem o pomoc Alvaro, ale ten, kiedy opowiedziałem mu o całej sytuacji stwierdził:
- Nie dziwię się, że nie chce cię znać.
Miałem ochotę walnąć go w twarz, ale to zdanie sprawiło, że zacząłem starać się jeszcze bardziej. Ciągle do niej wydzwaniałem, pisałem smsy, kilka razy przysłałem bukiet kwiatów do domu i pracy. Niestety na nic nie dostałem odpowiedzi. Nawet głupiej wiadomości: "dziękuję".
Na treningach mi nie szło. Trener ciągle wzywał mnie na rozmowę w cztery oczy i groził, że jeżeli się nie skoncentruję to wrócę na ławkę a co gorsza, do drużyny młodzieżowej.
Starałem się. Robiłem wszystko co w moich siłach, aby powrócić do szczytowej formy, ale nie potrafiłem. Czułem jak tracę miejsce w składzie. Decydującym momentem było wezwanie mnie do dyrektora sportowego Realu Madryt.
- Postawię sprawę jasno. Jeśli nie zagrasz na 101% swoich możliwości w następnym meczu, sprzedajemy cię do FC Porto - powiedział stanowczo kiedy przekroczyłem próg jego gabinetu.
To był dla mnie cios. Byłem w stanie siedzieć na ławce, nawet przenosiny do rezerw bym zniósł, ale pozbycia się mnie były nie do przyjęcia. Poczułem się niechciany w drużynie co sprawiło, że moje morale jeszcze bardziej spadły. 
Wróciłem do szatni ze łzami w oczach. Były to łzy bezradności. Byłem blisko załamania. Usiadłem ławce i schowałem twarz w dłoniach. Musiałem zebrać się w sobie i zagrać najlepiej jak potrafiłem, co w tamtym momencie było cholernie trudne.
- Wyglądasz jakbyś zobaczył martwego Ronaldo - powiedział Alvaro, który w dziwny sposób znalazł się obok mnie.
- Chcą mnie sprzedać do FC Porto - odparłem nie spoglądając na niego.
Morata poklepał mnie po plecach dodając otuchy.
- To jeszcze nie koniec świata.
- Jeśli nie zagram w następnym meczu na poziomie światowym to będzie to mój ostatni mecz w Realu - kontynuowałem.
- To zepnij dupę i zapierdalaj na trening a nie siedź tutaj i lamentuj jak bardzo nieszczęśliwy jesteś! - krzyczał w moją stronę - Nie dziwię się, że Elena nie chce takiego fiutka jak ty.
Na ostatnie zdanie poderwałem się z ławki jak poparzony i złapałem Hiszpana za koszulkę stając z nim twarzą w twarz. Był niewzruszony i z odwagą patrzył mi w oczy. Po kilku sekundach poczułem jak ktoś od tyłu odciąga mnie od Moraty.
- Tacy duzi a takie dzieci - powiedział Casillas.
Wyszedłem z szatni nie oglądając się na nikogo i ruszyłem w stronę siłowni gdzie chciałem odreagować, spuścić powietrze. Od razu uruchomiłem bieżnię i ustawiłem na największe tempo. Po jakichś 30 minutach na maszynie obok mnie pojawił się Alvaro.
- Musisz strzelić gola - powiedział.
- Jestem obrońcą, idioto. Nie napastnikiem - odparłem ze złością.
- Elena będzie na trybunach - oznajmił czym od razu zmienił moje nastawienie do tej rozmowy - Zrób coś wyjątkowego.
Ostatnim zdaniem dał mi do myślenia. Strzelenie bramki dla mnie, jako obrońcy było bardzo trudne. Moim głównym celem była obrona, zdobywanie goli to drugorzędny priorytet. Takie sytuacje dla stoperów mały miejsce głównie po rzucie rożnym lub wolnym. Musiałbym być na prawdę kiepsko kryty, aby udała mi się ta sztuka.
A jednak obudziła się we mnie mała iskierka nadziei. Wiedziałem już nawet jak mógłbym celebrować bramkę. Wielu piłkarzy w taki sposób wyrażało swoje przekonania, racje, może nawet podziękowania. Mój cel był zupełnie inny.
Na murawę wyszedłem pełen determinacji jakiej nie miałem jeszcze nigdy dotąd. Wzrokiem szukałem na trybunach Eleny i jej ekipy redakcyjnej. Nie ciężko było ją odszukać. Siedziała w loży VIP.
Wyglądała przepięknie. Zupełne przeciwieństwo dziewczyny, którą widziałem tego dnia w mieszkaniu. Jej kręcone blond włosy były ułożone na bok, postawiła na lekki makijaż. To jedyne co udało mi się dostrzec, bo sędzia zaczął spotkanie i musiałem być maksymalnie skoncentrowany na piłce.
Pierwsza połowa była dla naszej obrony katorgą. Piłkarze Espanyolu grali twardo i ciężko było wygrać pojedynek bark w bark. Do przerwy było 0:0. W drugiej połowie wynik otworzył Ronaldo po rzucie wolnym. Presja spadła a piłkarze z Barcelony coraz bardziej się gubili.
Wreszcie nadszedł długo oczekiwany przeze mnie rzut rożny. Razem z Sergio Ramosem pobiegłem do pola karnego. Cristiano wybił piłkę z narożnika boiska a ta minęła mnie i trafiła na głowę mojego starszego kolegi, który zdobył drugą dla Realu bramkę.
Przy następnych rzutach rożnych próbowałem z całych sił, ale było to na nic. Zniecierpliwiony ciągle wracałem na swoją pozycję i broniłem najlepiej jak umiałem.
Nadeszła 90 minuta a ja wciąż nie zdobyłem gola, na którym tak bardzo mi zależało. 93 minuta, ostatni rzut rożny dla Królewskich. Możliwe, że to ostatni stały fragment gry, w którym brałem udział jako zawodnik Realu.
Do pola karnego Espanyolu przybiegł nawet Iker Casillas z nadzieją na jakąkolwiek pomoc. Stały fragment gry wykonywał jak zwykle Ronaldo.
Gestem ręki dałem znać, żeby zagrywał na mnie, bo widziałem, że obrońca, który mnie krył był znacznie niższy.
Portugalczyk uderzył w piłkę, która wpadła pod nogi Angela di Marii stojącego poza polem karnym Ten podał do mnie a ja lewą nogą strzeliłem bliżej prawego słupka.
Stadion oszalał! Ostatnia minuta a ja strzeliłem bramkę! Biegłem w stronę loży VIP i stanąłem tak, aby Elena mnie zobaczyła. Podniosłem koszulkę pod którą miałem inną z napisem po hiszpańsku "Kocham Cię, E.".

____________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Hej! Pierwszy raz publikuję rozdziały na dwóch blogach. Uznałam, że skoro mam już napisaną końcówkę to czemu nie opublikować? Mam nadzieję, że Wam się podoba :*
Na podziękowania przyjdzie jeszcze czas pod epilogiem, ale ja już w tym momencie chciałam Wam podziękować za wszystkie komentarze, jesteście cudowne ♥

I'll be the one if you want me to
Sztuka zapominania
Sztuka wyboru

W poszukiwaniu szczęścia
Stand by me
Your one and only

poniedziałek, 6 października 2014

Rozdział 7

- Co za pizda - wyrwało mi się przeglądając kolejne strony brukowca gdzie został zamieszczony artykuł na temat rzekomego związku Raphaela z Amelie.
Pół kartki zajmowało wielkie zdjęcie modelki z piłkarzem tzw "selfie", na którym Varane całuje w policzek uradowaną Amelie.
- Elena, przepraszam, pewnie któryś ze studentów to umieścił - tłumaczyła się Ines.
Popatrzyłam na pierwszą stronę: faktycznie. Tytuł gazety nosił nazwę redakcji, w której pracowałam. Nie dość, że Francuz zrobił mi takie świństwo to jeszcze rozpuściła je moja gazeta!
Nie chciało mi się płakać. Czułam ból przeszywający moje wnętrzności i złość, której nie potrafiłam opanować. Bez opamiętania rzuciłam się w stronę wyjścia.
- Elena!!! Czekaj, nie idź do niego!! - wołała za mną moja przyjaciółka - Widać, że jest pijany, no proszę Cię!
Nie miałam ochoty jej słuchać. Mój cel był jasny: znaleźć i ukatrupić Varane'a oraz jego sztuczną imitację kobiety. Nie myślałam o tym, czy wyjdzie to jako próba zazdrości. Już dawno chciałam pójść tam i wytargać tą szmatę za włosy, ale nie miałam pretekstu. Teraz nadarzyła się idealna okazja.
Wsiadłam do samochodu i ruszyłam. Nie zwracałam uwagi na czerwone światła na krzyżówkach i jechałam 120 kilometrów przy ograniczeniu do 60. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w jego mieszkaniu.
Drogę, którą normalnie pokonałabym w pół godziny, przejechałam w pięć minut. Można powiedzieć, że byłam zdesperowana, ale nie miałam nic do stracenia a mogłam zyskać utraconą dumę.
Ledwo zdążyłam do zamykającej się już windy. Na szczęście miły pan, który zauważył mnie lecącą na złamanie karku przytrzymał drzwi.
- Dziękuję - powiedziałam dysząc ciężko ze zmęczenia na co odpowiedział mi uśmiechem.
Minuty spędzone w windzie ciągnęły się w nieskończoność tym bardziej, że Raphael mieszkał na ostatnim piętrze. Miałam ochotę rozwalić przycisk z liczbą 15 byleby tylko przyspieszyć machinę.
Kiedy wreszcie po kilku przekleństwach dojechałam na to nieszczęsne ostatnie piętro żwawym marszem ruszyłam w kierunku mieszkania Varane'a i bez pukania wkroczyłam do środka.
- Gdzie ta kurwa? - zapytałam na wejściu wchodząc do usadowionego najbliżej pokoju, czyli salonu.
Siedział tam Francuz beznamiętnie oglądający telewizję. Na mój widok ożywił się i zeskoczył z sofy.
- Elena, co ty tu robisz, kochanie? - podszedł do mnie z zamierzeniem przytulenia.
- Spierdalaj, ty też nie jesteś niewiniątkiem - odparłam odruchowo odtrącając jego ręce - I nigdy nie nazywaj mnie "kochaniem".
- Tu jestem, skarbie - usłyszałam głos Francuzki za swoimi plecami.
Bez wahania podeszłam do niej i uderzyłam w twarz tak mocno, aż zabolała mnie dłoń.
- Nieźle się dobraliście, dzieci największej afery w Madrycie - powiedziałam i ze łzami w oczach wyszłam z mieszkania. Ostatnie co usłyszałam, były głosy kłócące się po francusku i trzaski drzwi.

***

Cały zeszły tydzień przesiedziałam w domu. Wzięłam tygodniowy urlop w pracy i przez calutkie 7 dni świat o mnie nie słyszał. Mój dzień składał się na jedzenie, spanie i załatwianie potrzeb fizjologicznych oraz higienicznych. Gdyby nie Luca pewnie umarłabym z głodu.
Ciągle wyrzucałam sobie, że niepotrzebnie tam poszłam i zrobiłam wielką awanturę. Mogłam to po prostu zignorować, ale ile czasu człowiek może nie zwracać uwagi na osobę, którą się na prawdę kocha?
Byłam załamana swoją bezradnością. Czułam się jak bohaterka tragedii antycznej. Kochałam Varane'a z całego serca, ale nie mogłam z nim być. Gdybym do niego wróciła wciąż miałabym przed oczami zdjęcie i nagą Amelie w jego sypialni. Lecz jeśli do niego nie wrócę, do końca życia pozostanę starą panną lub z nieudanym małżeństwem na koncie, nie daj Boże z Lucą.
Co do mojego byłego: wciąż u mnie mieszkał. Nie umiałam go tak po prostu wyrzucić tym bardziej, że robił za mnie zakupy i nie musiałam zrezygnować z ubierania mojej pidżamki, aby wyjść do sklepu.
- Przestań myśleć o tym żabojadzie - powtarzał za każdym razem, kiedy wychodziłam z podpuchniętymi od płaczu oczyma z łazienki.
Pewnego dnia zostałam sama w domu na dłuższy czas. Luca musiał załatwić coś związanego z pracą, więc nie było go dobrych kilka godzin. Postanowiłam, że ten dzień, jako przedostatni mojego urlopu, spędzę na kanapie objadając się chipsami i oglądając jakiś melodramat.
Wszystko było dobrze, nalałam coli do szklanki, nasypałam chrupek do miski, ubrałam ciepły szlafrok i wygodnie usadowiłam się na sofie. Pod ręką oczywiście miałam chusteczki na wypadek gdybym trafiła na wyciskacz łez.
Moją sielankę przerwał dzwonek do drzwi.
- Luca, idioto, znowu zapomniałeś kluczy?! - krzyczałam niechętnie zrywając się z kanapy.
"A co jeśli to nie mój współlokator?" - pomyślałam. Zerknęłam przez noktowizor.
- Cholera jasna - przeklęłam pod nosem, kiedy moim oczom ukazał się nie kto inny tylko Raphael Varane.
- Elena, wiem, że tam jesteś - zawołał czym przyprawił mnie o szybsze bicie serca. Boże, jak ja dawno nie słyszałam jego głosu!
- Nie mamy już o czym rozmawiać, wszystko ci wyjaśniłam tamtego wieczoru - odparłam siląc się na pewność wypowiadanych słów.
- Amelie mnie wrobiła - mówił.
- Tak, a do łóżka zaciągnęła cię na smyczy, daruj sobie, Varane - odpowiedziałam.
- Wyrzuciłem ją z mieszkania, wraca do Francji, już nigdy jej nie zobaczysz - oznajmił z nutą rozpaczy w głosie.
Nagle coś we mnie drgnęło. Moje nastawienie do tej sytuacji zmieniło się o 180 stopni. Może by tak spróbować jeszcze raz?

________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Cześć! Powoli zbliżamy się do końca historii Eleny i Raphaela. Jeszcze jeden rozdział i epilog.
Mam nadzieję, że to co napisałam Wam się podoba, trochę się męczyłam, ale chyba nie wyszło najgorzej. Ostatnie 9 komentarzy trochę zdołowało... Mimo wszystko dziękuję czytającym i komentującym i zapraszam na inne blogi, te, które prowadzę oraz te które mają dopiero swoją przyszłość :D

I'll be the one if you want me to
Sztuka zapominania
Sztuka wyboru

W poszukiwaniu szczęścia
Stand by me
Your one and only

poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 6

Nie mogłem skupić się na treningach. Ciągle miałem wyrzuty sumienia, które próbowałem uzasadnić. Ale czym? Tęsknotą? Z Amelie nie widziałem się przez prawie 2 lata! A tego wieczoru... Chyba pokierowały mną emocje. Przestań Varane! Takiego świństwa się da się usprawiedliwić. Jeszcze ta scena po kolacji...
Szczerze? Tego wieczoru byłem trochę "naprany". Nie przyznałem się do tego Elenie, ale przed naszą randką walnąłem sobie trzy kieliszki czystej. Wyrzuty sumienia wyniszczały mnie od wewnątrz i musiałem coś zrobić, aby chociaż na chwilę o tym zapomnieć. Mimo to, prowadziłem samochód. Dzięki Bogu, że nie spotkaliśmy policji na swojej drodze, a Elena nie wyczuła wódki.
Jestem totalnym idiotą. Przespałem się z Amelie będąc w związku z Eleną. Może konsekwencje nie byłyby aż tak poważne, gdyby moja dziewczyna nie zastała Francuzki całkiem nagiej w mojej sypialni.
To było jeszcze gorsze, niż trener, który wydziera się na mnie, że nie daję z siebie 100%. Wtedy zdałem sobie sprawę, że Amelie jest dla mnie nikim. Widok płaczącej Eleny z mojego powodu sprawił, że poczułem się jeszcze gorzej niż po stosunku z modelką. Blondynka wymierzyła mi siarczysty policzek oraz skierowała kilka przekleństw w moją stronę. Należało mi się, nawet się z nią nie kłóciłem.
Następnie uciekła z mojego mieszkania, była cała we łzach. Chciałem pobiec za nią, lecz zatrzymała mnie Amelie kładąc dłonie na moich plecach.
- Nie warto - wyszeptała mi do ucha głosem, który sprawiał, że miałem gęsią skórkę na całym ciele.
Może miała rację? I tak już nie miałem szans u Eleny, ona mi w życiu tego nie wybaczy. Amelie, dziewczyna, dzięki której straciłem głowę kilka lat temu, jest mną zainteresowana. I to jak zainteresowana!
Elena nie chciała rozgłosu, Amelie wręcz przeciwnie. Elena była spokojną, poukładaną dziewczyną a Amelie to szatan w ludzkiej skórze. Dlaczego by nie spróbować?
- Masz rację - odparłem dotykając jej nagiego ciała. Nie mogłem się jej oprzeć i znów to zrobiłem. Powtórzyłem błąd z poprzedniej nocy, dzięki któremu poczułem się jak jeszcze większy śmieć.

***

Minęły jakieś dwa tygodnie od urodzinowej randki z Eleną. Nie chciałem o niej myśleć, najchętniej zapomniałbym o tej dziewczynie raz na zawsze. Było to niesamowicie trudne tym bardziej, że jako dziennikarka sportowa pojawiała się praktycznie na każdym meczu Realu Madryt. Nie była sama. Towarzyszył jej ten facet, którego spławiłem pewnej nocy w jej mieszkaniu. Krew mnie zalewała na widok śmiejącej się blondynki z żartów tego oblecha. Na mnie nawet nie spojrzała...
Coraz częściej pokazywałem się z Amelie publicznie. Nie chodziłem już sam na kolacje klubowe, zawsze towarzyszyła mi przepiękna modelka, za której oglądał się każdy z moich kolegów. 
- Skąd taką wytrzasnąłeś? - zapytał pewnego dnia Morata, podczas treningu.
- Stara znajoma z Francji - odparłem.
- A co z tą blondynką... Elena? Miałeś z nią zamieszkać - ciągnął Hiszpan.
Zabolało. Poczułem się jeszcze gorzej. W jednej chwili zamierzałem zaproponować jej wspólne mieszkanie, a w drugiej uciekała ode mnie z płaczem. Brawo Varane!
Nie byłem szczęśliwy. Zaspokojony seksualnie? Owszem, ale nie szczęśliwy. Czułem się pusty, potrzebowałem związku opartym na miłości. Miałem wrażenie, że Amelie jest ze mną tylko ze względu na pieniądze i sławę, ale nie przeszkadzało mi to dopóki nie opublikowała pewnego zdjęcia...
Akurat tego wieczoru nie spędzaliśmy na imprezowaniu w drogim klubie. Siedzieliśmy razem na kanapie oglądając jakiś film akcji. Moja głowa spoczywała na udach Amelie, która dłońmi gładziła moje włosy. "Jak zakochana para nastolatków" pomyślałby obserwator. Jednak pozory mylą, obydwoje wiedzieliśmy jak skończy się ten wieczór. W pewnej chwili Amelie wyszła z pokoju i po kilku minutach wróciła z whisky w ręku.
- Mam ochotę na coś mocniejszego - rzekła i postawiła szklanki na stoliku.
Ruchem ręki dałem znać, żeby nie krępowała się z nalaniem mi porządnej dawki. Tak właśnie wyglądały ostatnie dwa tygodnie: alkohol, seks, drogie kolacje w towarzystwie piłkarzy z Realu.
Za jednym razem wypiłem całą szklankę a następnie nalałem sobie jeszcze jedną. Alkohol zaczął działać. Poczułem lekkie mdłości. "Za dużo jak na jeden raz, Varane" - pomyślałem i następną dawkę piłem w spokoju, rozkoszując się smakiem. Powoli robiłem się senny, nie wiedziałem co się dzieje dookoła mnie. Ostatnie co pamiętam to chwilowy błysk, jakby piorun burzy. Następnie odleciałem.

***

Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno do sypialni. Obok leżał Luca, cicho pochrapując. Co ja zrobiłam? Pozwoliłam swojemu byłemu, aby na nowo wprowadził się do mojego mieszkania i w dodatku śpi ze mną w jednym łóżku. Właściwie, lepsze to, niż siedzenie przed telewizorem z pudełkiem lodów i ciągłe użalanie się nad swoim losem. Jak on mógł mi to zrobić?! Jeszcze w dniu mojej urodzinowej kolacji... Na wspomnienie tego wieczoru dostawałam nieprzyjemnych dreszczy.
Obiecałam sobie, że już nigdy się do niego nie odezwę choćby nie wiem co! Było to cholernie trudne, tym bardziej, że pojawiałam się praktycznie na każdym meczu Realu. Zabierałam wtedy ze sobą Lucę, aby Varane myślał, że i bez niego potrafię być szczęśliwa. Chciałam, aby to była prawda.
Wstałam, ubrałam się i zjadłam śniadanie. W pośpiechu zaczęłam szukać kluczyków do samochodu w torebce kiedy poczułam ciepłe dłonie Luci na mojej talii.
- Mogę cię odwieźć - zaproponował całując mój kark.
- Dam sobie radę - odparłam i wyszłam trzaskając drzwiami.
Co za ironia losu! Jeszcze 2 miesiące temu Lucę interesowało tylko to z czym zrobiłam mu kanapkę a teraz proponuje mi podwózkę do pracy. Gdyby nie ciągłe uczucie do Francuza, może zachowywałabym się mniej oschle. Cholera jasna, po co ja w ogóle do niego wróciłam?!
Przejechałam kilka razy na czerwonym i raz usłyszałam przekleństwa jednego z kierowców w moją stronę. Szczerze? Mało mnie to obchodziło. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w pracy i w pełni oddać się zadaniom, które przygotował dla mnie szef. Kiedy weszłam do redakcji, żwawe rozmowy prowadzone przez moich współpracowników nagle umilkły. Wszyscy patrzyli na mnie a ja nie miałam pojęcia o co chodzi.
- Mam poplamioną bluzkę? - zapytałam oglądając ubranie. Było nieskazitelnie czyste.
Nagle do pokoju weszła Ines czytająca gazetę.
- Tylko nie pokazujcie tego Elenie! - krzyknęła nie odrywając wzroku od magazynu.
Odchrząknęłam na znak, że ja też tutaj jestem. Co się do cholery działo?
- Ktoś mi wytłumaczy o co chodzi? - zapytałam.
- Elena, kochanie - podeszła do mnie Ines i objęła lekko ramieniem. Razem poszłyśmy do mojego gabinetu a kiedy zdezorientowana usiadłam na krześle, moja przyjaciółka podała mi najnowsze wydanie gazety codziennej. Było w nim zdjęcie Raphaela i tej dziewczyny, którą zastałam nagą w jego sypialni. Najwyraźniej dobrze się bawili, bo fotografia ukazuje ich całujących się. Czułam jak pojedyncza łza spływa po moim policzku.
- Skurwiel - powiedziałam pod nosem.

______________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Hej! Przerwy pomiędzy rozdziałami coraz krótsze xD Postaram się publikować co najmniej 2 na miesiąc, ale nie wiem czy mi się to uda.
Co do rozdziału: mam mieszane uczucia. Nie uważam, że jest kiepski, ale też nie podoba mi się jakoś nadzwyczajnie. Czekam na Wasze opinie oraz komentarze ;)

I'll be the one if you want me to
Sztuka zapominania
Sztuka wyboru

środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 5

Mógłbym rzec, że wyglądała nawet ładniej niż wtedy kiedy zawładnęła moim sercem, jeśli to w ogóle było możliwe. Jak zwykle, jej usta były pomalowane czerwono krwistą szminką, która dodawała jej uroku. Przepiękne brązowe oczy podkreśliła czarną kredką. Tylko kolor jej włosów się zmienił, miałem wrażenie, że nieco je przyciemniła. A może to był jej naturalny kolor?
- Przystojny mężczyzna z ciebie Varane, wiesz? - zapytała głosem, którym uwiodłaby każdego osobnika płci męskiej. Nie wystarczyło dużo, abym poddał się jej zalotom.
- Co ty tutaj robisz, Amelie? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Starałem się nie dawać po sobie znać, że tak na mnie działa.
- W tym tygodniu mam sesję w Madrycie. Pomyślałam, że mogłabym cię odwiedzić - odparła dotykając mojej dłoni.
Była taka krucha i niska, ale jednocześnie biła z niej pewność siebie. Patrzyłem z góry na jej przepiękną twarz i powoli zatapiałem się w brązowych oczach. W tym momencie nie myślałem o Elenie. Decydowała za mnie pewna część ciała i to zdecydowanie nie była głowa.
- Chciałabyś pojechać do mnie? Pokazałbym ci mieszkanie - wypaliłem.
Amelie zbliżyła się jeszcze bardziej i stanęła na palcach by dosięgnąć mojej twarzy.
- Mam nadzieję, że nie tylko mieszkanie - szepnęła mi do ucha.
Moja wyobraźnia zaczęła pracować na najwyższych obrotach. W głowie powtarzałem "uspokój się, stary", aby nie doprowadzić do krępującej sytuacji z moim kolegą w roli głównej.
Bez wahania otwarłem przed Amelie drzwi do porsche. Po chwili znajdowaliśmy się już na ulicach Madrytu pędząc do mojego mieszkania na jednym z bogatszych osiedli, gdzie niedawno się przeprowadziłem.
Przez całą drogę trwaliśmy w ciszy, lecz kątem oka zauważyłem, że Amelie co kilka minut na mnie spogląda z uśmiechem, co mi bardzo odpowiadało. Wreszcie dziewczyna, o której marzyłem przez ostatnie siedem lat się mną zainteresowała. I to jak zainteresowała!
Zaparkowałem na parkingu w podziemiach bloku. Moje mieszkanie zajmowało całe ostatnie piętro, więc pojechaliśmy windą.
Po przekroczeniu progu drzwi zagadnąłem:
- Rozgość się, tam jest łazienka, pewnie chcesz się odświeżyć - wskazałem na pokój po lewej stronie.
- Nie chcę się odświeżać, chcę ciebie - odparła, zrzuciła płaszcz i dosłownie się na mnie rzuciła.
Nogami oplotła mnie wokół brzucha a ręce zarzuciła na ramiona namiętnie całując. Odruchowo włożyłem ręce pod jej cieniutką czarną bluzeczkę w czerwone róże. Po chwili mój dotyk przeniósł się na jej pośladki a ona nie przestawała wbijać swoich paznokci w mój kark.
Sytuacja przeniosła się na sofę w salonie. W pośpiechu zaczęliśmy ściągać z siebie nasze rzeczy. Obdarowywałem jej smukłe, delikatne ciało gorącymi pocałunkami. Była przepiękną kobietą, tego nie dało się ukryć. Mój kolega już dawno zaczął pracować, wystarczyła chwile, aby w całości oddać się pożądaniu.

***

Umówiłam się na "urodzinową randkę" z Raphaelem dzień po moich urodzinach. Może trochę dziwne i niecodzienne, ale w ostatniej chwili zadzwonił do mnie, że nie wyrobi się akurat w ten dzień. Nie miałam pojęcia gdzie chciał mnie zabrać, ale wyglądało na to, że szykował coś wyjątkowego, bo powiedział, abym elegancko się ubrała.
Zaglądnęłam do mojej garderoby z nastawieniem, że nie znajdę żadnej sukienki i będę musiała spocząć na spódnicy. Po piętnastu minutach walki z wieszakami znalazłam czerwoną sukienkę z odkrytymi ramionami sięgającą mi przed kolana. Do tego czarne szpilki i lekko podkręcone włosy. Właśnie kończyłam malować usta błyszczykiem kiedy pod domem usłyszałam parkujące porsche. Od razu wiedziałam, że to Raphael.
Chwyciłam za czarną kopertówkę i w kilka sekund byłam pod drzwiami. Otworzyłam je gwałtownie a moim oczom ukazał się Varane, który dotykał dzwonka do drzwi z zamierzeniem zadzwonienia.
Ubrany był w błękitną koszulę z rękawem 3/4 oraz czarne zwężane spodnie. Na mój widok nieźle się zdziwił, lecz jego mina w kilka sekund zamieniła się w zachwyt.
- Przepięknie wyglądasz, słonko - poleciał banałem Rapha. Niby typowy tekst, który słyszy prawie każda kobieta od swojego mężczyzny a cieszy. Odruchowo się zarumieniałam.
- Dziękuję, możemy jechać? Umieram z ciekawości co wykombinowałeś - odparłam.
Raphael kiwnął potwierdzająco głową i przepuścił mnie, abym poszła pierwsza. Postanowiłam nie brać żakietu, temperatura była dosyć wysoka, chociaż zapadał już zmrok.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do centrum Madrytu. Po około dziesięciu minutach opowiadania Raphaelowi kto złożył mi życzenia i jakie prezenty dostałam, wjechaliśmy na ulicę, gdzie mieściły się najdroższe kluby i restauracje prawdopodobnie w całej Hiszpanii. Z zachwytem spoglądałam przez okno na przepiękne, elegancko przystrojone budynki dookoła mnie. Mieszkałam w Madrycie już kilka dobrych lat, lecz nigdy wcześniej nie myślałam nawet, aby przejść się do tej dzielnicy. Byłam pod wielkim wrażeniem.
Zastanawiałam się, do której z restauracji postanowił zabrać mnie mój chłopak. Szczerze mówiąc mogłabym pójść do każdej z nich, byleby spędzić miło czas z Raphaelem.
Zaparkowaliśmy pod pozornie małym budynkiem. Z tego co się orientowałam była to restauracja z pokojami hotelowymi na piętrze. Przechodząc przez korytarz można było zająć stolik na zewnątrz restauracji, z dala od miejskiego ruchu. Postanowiliśmy tam pójść, aby nie siedzieć w dusznych czterech ścianach.
Raphael chwycił moją dłoń i zaprowadził do stolika stojącego pod wielką fontanną, która znajdowała się na środku całej posiadłości.
Miałam łzy w oczach. Scena jak z filmu romantycznego: my ładnie ubrani, ekskluzywna restauracja, fontanna, świece, tylko orkiestry grającej nastrojową muzykę brakowało, lecz i tak było cudownie.
Zamówiliśmy dania dla siebie i postanowiliśmy zamiast szampana wypić wino.
- Pewnie zapłacisz za to majątek - zagadnęłam nieśmiało.
Varane zaczął gładzić moją dłoń, którą trzymałam na stoliku i uśmiechając się powiedział:
- Taki spóźniony prezent urodzinowy.
Przez cały wieczór rozmawialiśmy o naszym dzieciństwie. Zaczęło się od tego, że wspomniałam o mojej rodzinnej miejscowości. Raphael za to opowiadał mi o czasach kiedy grał w trampkarzach i juniorach we Francji.
- Kiedyś wlaliśmy trenerowi do kawy środek na przeczyszczenie, bo nie chciało nam się biegać - opowiadał śmiejąc się w niebo głosy - Potem przez tydzień nie mieliśmy treningów!
Śmiałam się razem z nim. Takich opowieści miał masę!
- Nie miałam pojęcia, że z ciebie taki łobuz, Varane! - krzyknęłam.
- Bo to zależy od sytuacji - odparł poruszając porozumiewawczo brwiami.
Byliśmy tam przez jakieś trzy godziny a tematów do rozmowy wciąż nie brakowało. Mogłabym przegadać całą noc, ale zauważyłam, że Raphael zaczynał się nudzić. Chociaż próbował mnie słuchać przez cały czas, wyraźnie odpływał na minutę czy dwie.
- Mógłbyś odwieźć mnie do domu? - zapytałam co spotkało się z uśmiechem piłkarza.
- Pewnie - odparł i zapłacił za jedzenie.
Wsiedliśmy do samochodu, lecz Rapha nie wkładał nawet kluczyków do stacyjki. Ujął moją twarz w dłonie i delikatnie pocałował. Z pozoru niewinne pocałunki przerodziły się w namiętne pieszczoty. Francuz zaczął dotykać ręką mojego kolana, ja ustami muskałam jego szyję.
- Jedźmy do domu, ludzie patrzą - powiedziałam po chwili, kiedy poczułam dyskomfort spowodowany różnymi urządzeniami w samochodzie.
- Do mnie jest bliżej - odparł i włączył samochód.
Znacznie szybciej niż wcześniej, dojechaliśmy do dzielnicy gdzie mieszkał Raphael. W napięciu i z niecierpliwością czekaliśmy aż winda zawiezie nas na ostatnie piętro. Oj, co by się działo w tej windzie gdyby akurat wtedy nie jechała z nami pewna staruszka!
Pełni podniecenia szybko znaleźliśmy się pod drzwiami mieszkania. Raphael zgrabnym ruchem przekręcił kluczyki w zamku i miałam wrażenie, że teraz nic nas nie powstrzyma.
Jak w przypadku nocy, którą ostatnio spędził u mnie Varane, musiała znaleźć się osoba trzecia w roli głównej. Ciężko jest sobie wyobrazić moją minę na widok nagiej brunetki leżącej wśród róż i zapalonych świec w sypialni Raphaela.




____________________________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Hej! I jak wrażenia po przeczytaniu? :D Mam nadzieję, że się podoba. Pierwszy raz w moim opowiadaniu znalazły się sceny +18 i chyba po raz ostatni na tym blogu. Osobiście rozdział mi się podoba, nawet dobrze mi wyszedł :) Szczerze mówiąc pisałam go jakieś dwie godziny co jak na mnie jest chyba rekordem. Czekam na Wasze opinie :*

I'll be the one if you want me to
Sztuka zapominania

Your one and only
Stand by me

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 4

- Co ty odpierdalasz?! - wydarłam się na stojącego przede mną Lucę. Normalnie, nie przeklęłabym, ale poziom mojej adrenaliny znacznie wzrósł wciągu kilku ostatnich minut. Nie dość, że mój były, który przez większość związku się o mnie nie troszczył, stał przede mną pijany o drugiej w nocy, to jeszcze przerwał dobrze zapowiadający się wieczór z Raphaelem.
- Przyszedłem z tobą świętować! - zawołał chwiejąc się.
Nagle z pokoju wyszedł Rapha, który wciągu tych kilku minut zdążył się ubrać. Również wyglądał na wytrąconego z równowagi.
- Kto to jest? - zapytał.
- Luca, mój były chłopak - odparłam kładąc nacisk na "były".
- Pfff, kto to jest?! - Luca zaczął krztusić się własną śliną - Za obcych się bierzesz?
- Dosyć tego! - krzyknął Raphael i stanął twarzą w twarz z Lucą - Wyjdziesz po dobroci czy mam cię odprowadzić?
- Rapha, daj spokój - stanęłam między nimi - Luca już się zbiera, tak?
Hiszpan gniewnym wzrokiem popatrzył na Varane'a. Miałam wrażenie, że zaraz się na siebie rzucą, lecz Luca mruknął pod nosem:
- Oczywiście.
Odszedł chwiejnym krokiem a ja zamknęłam za nim drzwi o które oparłam się plecami. Wzięłam głęboki oddech, aby się uspokoić. Raphael stanął naprzeciwko mnie i złapał mnie za ręce. Zaczął uspokajająco gładzić moje dłonie.
- Musisz coś z tym zrobić - szepnął - Wyobraź sobie co by się stało gdyby mnie tu nie było.
Uśmiechnęłam się lekko i zarzuciłam mu ręce na ramiona.
- Nie przejmuj się tym teraz - powiedział i złożyłam pocałunek na jego ustach.
Resztę wieczoru spędziliśmy leżąc w łóżku, przytuleni do siebie, rozmawiając o naszych zainteresowaniach. Poznawaliśmy się coraz lepiej. Opowiedziałam Raphaelowi o mojej rodzinie mieszkającej w jednej z wiosek otaczających Madryt. On za to opowiadał o swoich początkach z piłką nożną we Francji. Było nam razem cudownie, wreszcie czułam, że komuś na mnie zależy, że ktoś mnie kocha. Po około godzinie odpłynęliśmy do krainy Morfeusza.

Następnego dnia, kiedy rano się obudziłam, Raphaela nie było obok mnie. Został kartkę na stoliku obok łóżka z wiadomością "musiałem iść na trening". Poleżałam jeszcze chwilę w łóżku rozmyślając o wydarzeniach ostatniego wieczoru. Z całego serca miałam nadzieję, że związek z Varanem nie jest tylko miesięczną przygodą, a okaże się czymś poważniejszym.
Wstałam powoli i zaczęłam poszukiwania w mojej garderobie za czymś do ubrania do pracy. Za oknem było burzowo, padał deszcz. Postawiłam na dżinsy, koszulę w czerwono-czarną kratę oraz ciemne vansy, włosy zaplotłam w kłosa.
W biegu umalowałam się i wypiłam kawę, na śniadanie przyjdzie pora w biurze. Ruszyłam spod domu do centrum Madrytu gdzie panowały niesamowite korki. Na szczęście do pracy dotarłam na czas.
Ledwo przekroczyłam próg biura, zastałam całą załogę z prezentami w rękach śpiewającą mi "Happy birthday".
- Wszystkiego najlepszego, kochana! - krzyczała Ines rzucając mi się na szyję.
- Dziękuję wam wszystkim, cudowni jesteście! - zawołałam ze łzami w oczach. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, aby ktoś poza Ines i Francescą. Jednak to co zastałam w wejściu było niczym w porównaniu z tym co działo się w moim gabinecie.
Wszędzie, dosłownie wszędzie były jasno różowe róże. Ciężko było mi przedrzeć się do biurka, aby odczytać liścik, ale w końcu, po 15 minutach udało się. Na blacie leżał liścik. Złapałam go i przeczytałam.
"Mam nadzieję, że za bardzo się nie ukłułaś - Raphael".
- Ten to ma romantyczne teksty - powiedziałam sama do siebie i zaczęłam się zastanawiać co zrobię z około 1000 sztukami róż.

***

Wysłałem jej róże do biura, około 1000 sztuk. Kiedyś wspominała mi, że jej ulubiony kolor to jasny róż, bo kojarzy jej się z niewinnością. Owszem, kosztowało mnie to niemało, ale nie co dzień moja ukochana kończy 20 lat. Mam tylko nadzieję, że nie pokaleczyła się za bardzo.
Dzisiejszy trening przebiegł w miarę sprawnie. Znów byłem włączony do pierwszej drużyny, tak jak Alvaro Morata.
Zaczęliśmy się rozgrzewać biegając dookoła boiska. Morata biegł zaraz przy mnie i wciąż zagadywał mnie o Elenę.
- Myślałem, że wolisz brunetki - powtarzał - Musisz mnie poznać z jakąś jej koleżanką.
- Dziewczyn nie klasyfikuje się ze względu na wygląd - odparłem co spotkało się z napadem śmiechu mojego przyjaciela.
- Od kiedy niby?
Uniosłem teatralnie oczy ku niebu. Morata był wspaniałym przyjacielem, zawsze mogłem na nim polegać, ale czasami był totalnym kretynem.
- Dziwisz się, że od pół roku nie możesz związać się z dziewczyną na dłużej niż jedną noc - skomentowałem.
- Spierdalaj - odpowiedział. Widocznie trafiłem w słaby punkt mojego kolegi.
Przez resztę treningu nie odezwał się do mnie słowem. Zachowywał się jak nastolatka, która ma focha. Jednak po treningu, w szatni, już było całkiem ok.
- To coś poważnego? - zagadał.
- Chyba zaproponuję jej wspólne mieszkanie - odparłem zakładając koszulkę.
- Szybki jesteś! - zawołał ubierający się obok mnie Isco.
- Jej były ją nachodzi, musi zmienić otoczenie - tłumaczyłem się chociaż w rzeczywistości to był tylko pretekst, aby każdego dnia budzić się i zasypiać przy niej.
- No oczywiście - powiedział z ironią Morata porozumiewawczo gestykulując brwiami.
Wyszliśmy z ośrodka treningowego we wspaniałych nastrojach. Ja, Morata i Isco byliśmy umówieni na cotygodniowe granie w Fifę u Alvaro.
Szedłem właśnie w stronę swojego porsche kiedy zatrzymała mnie wysoka kobieta w wielkich, ciemnych okularach przeciwsłonecznych.
- Hej, Raphael! - zawołała - Pamiętasz mnie jeszcze? - zapytała po francusku ściągając okulary przeciwsłoneczne.
Osoby, którą ujrzały moje oczy nawet w snach bym się teraz nie spodziewał. Właśnie przede mną stała Amelie. Moja Amelie.

_________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Heeej! Jak Wam wakacje lecą? U mnie jak do tej pory nawet dobrze, dużo wypoczywam :)
Oddaję do Waszej oceny czwarty już rozdział o Raphaelu Varanie. Mam nadzieję, że Wam się podoba, bo mi nawet tak, chociaż długość mogłaby być większa.
Pozdrawiam i zapraszam na inne blogi :*


poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 3

Dojechałam na miejsce razem z moją ekipą czyli operatorem kamery Pablo; drugim operatorem Sergio; Bruno, który miał na następny dzień przygotować relację z meczu do gazety i Ines, która miała zrobić wywiady z zawodnikami Atletico. Na mnie spadł nieszczęsny obowiązek rozmowy z piłkarzami Realu.
Cały mecz przesiedzieliśmy na trybunach, blisko wejścia do tunelu, aby po nim łatwo zejść i wykonać swoje zadania. Mieliśmy specjalne plakietki, więc nie mogło być problemów.
Specjalnie usiadłam tak, aby pomiędzy mną i Bruno była Ines. Nie miała ochoty wysłuchiwać jego przechwalań co on to na siłowni nie wyrobił i jakie dziewczyny na niego nie lecą.
Wzorkiem szukałam mojego Raphaela. Nie wyszedł w podstawowej 11, jednak tuż po przerwie zastąpił kontuzjowanego Pepe.
Wynik do 80 minuty wynosił 0-0 dopóki nie nadszedł rzut rożny dla Królewskich. Piłkę z rogu wybił Gareth Bale. Futbolówka trafiła na głowę Varane'a, który skierował ją w stronę bramki, ale niezawodny Courtois wybił ją. Na nieszczęście dla Atletico piłka znalazła się przy nodze Cristiano Ronaldo, który doskonale wiedział co zrobić z tym fantem i ani chwili się nie zawahał.

Do końca meczu nie padła już żadna bramka. Byłam pewna, że ktoś będzie musiał przeprowadzić wywiad z Raphalem. Zaliczył udany debiut prawie zdobywając bramkę!

- Ines, zamienimy się drużynami? - zapytałam.
- Chyba żartujesz! Mam jedyną okazję porozmawiać z boskim Davidem Villą, który grał w mojej ukochanej Barcelonie. Zapomnij! Sergio, zbieraj się! - zaprzeczyła i ruszyła w kierunku tablicy z banerami reklamowymi.
Starałam się jakoś przecisnąć w stronę drugiego baneru i przy okazji złapać któregoś z piłkarzy. Zdecydowała się na Sergio Ramosa.
- Przepraszam! Mógłby mi pan udzielić komentarzu pomeczowego?
Niemal cały mokry Hiszpan zmierzył mnie od góry do dołu i w końcu się zgodził.
- Przez pierwszą połowę staraliśmy się poznać przeciwnika ostrożnie atakując jednocześnie - zaczął mówić a przerwał mu nie kto inny jak...
- Elena?! - zawołał Varane za moimi plecami.
Odwróciłam się i gestem głową dałam mu do zrozumienia, że jestem zajęta. Zachęciłam Sergio do kontynuacji. Po dwóch minutach już byłam wolna.
- Co ty tu robisz? - nie dał za wygraną Raphael.
- Pracuję - odparłam stanowczo wypatrując innego zawodnika do przeprowadzenia wywiadu.
- Kogo szukasz?
- Osoby, która pomoże mi w awansie.
Raphael stanął naprzeciwko mnie i teatralnym gestem oświadczył:
- Tutaj jestem!
Popatrzyłam na niego z miną, która wyrażała politowanie. Już miałam mu się odgryźć kiedy za plecami usłyszałam:
- Elena, streszczaj się! - krzyczała za mną Ines - Rób ten wywiad z ciastkiem i zbieramy się!
Usłyszałam za sobą śmiechy mojej przyjaciółki i Bruno. Ledwo się opanowałam, aby tam nie podejść i po prostu dać im z liścia.

Popatrzyłam dookoła czy nie został na murawie jeszcze jakiś piłkarz przypadkowo bawiący się z dziećmi co wiele razy ma miejsce po meczach u siebie, zwłaszcza wygranych. Niestety nikogo takiego nie zauważyłam, odnotowałam za to spojrzenia innych reporterów skierowanych na mnie i Raphaela.

- Dobra, miejmy to już za sobą - powiedziałam zrezygnowana - Zaliczyłeś udany debiut w barwach Królewskich, spodziewasz się startów w wyjściowej jedenastce w najbliższych spotkaniach?
Zaczął nawijać w sumie nie bardzo wiedziałam o czym. Skupiona byłam na jego twarzy i czekoladowych oczach, które niemal mnie zahipnotyzowały. Następnie wzrok przeniosłam na wypełnione wargi, które wyglądały na stworzone tylko do całowania. Nawet nie zorientowałam się kiedy skończył mówić. Z transu wyrwał mnie Pablo trącający w bok.
- Jakie są twoje cele na najbliższą przyszłość? - zapytałam ocknięta.
- Pojechać do domu i miło spędzić czas w towarzystwie mojej dziewczyny - oświadczył pewnie.
- Dziękuję za wywiad - zakończyłam uśmiechając się do siebie.
Pablo wyłączył kamerę i zaczął zwijać swój i Sergiego sprzęt.
- Niestety, ale muszę cię zmartwić. Muszę jeszcze jechać do biura - powiedziałam do Rafy lekko dotykając ręką jego dłoni.
- A ja muszę wciąć prysznic, przebrać się i ogólnie ogarnąć - zaczął wymieniać - Będę u ciebie za godzinkę - szepnął do ucha i skierował się w stronę szatni.
Stałam przez chwilę odprowadzając go wzrokiem. Nagle przede mną ukazał się oblicze Ines.
- Wy tak na serio czy tylko pod publiczkę? - zapytała.
Zaczęło się we mnie gotować. Podczas gdy ja próbowałam robić wszystko, aby nasz związek był prywatny, Ines wyjeżdża mi z takim czymś.
- Na prawdę to tak wyglądało?
- Troszeczkę, ale na pocieszenie powiem, że Bruno sobie chyba dał siana z tym podrywem - powiedziała i razem poszłyśmy do służbowego samochodu. W drodze do biura nikt nie poruszał tematu Raphaela.

***

Muszę przyznać, że Raphael to bardzo punktualny człowiek. Dokładnie po godzinie zjawił się w moim mieszkaniu. Kiedy otwierałam mu drzwi jego sylwetka wyrażała coś w stylu "Jestem odświeżony i gotowy do uwodzenia cię", albo ja po prostu odniosłam mylne wrażenie.
Wieczór spędziliśmy przytuleni do siebie oglądając jakiś film z serii Marvel. Objadałam się pizzą popijając Coca Colą razem z Varanem i po raz pierwszy nie miałam wyrzutów sumienia, że się opycham, bo mój chłopak robił dokładnie to samo.
Po skończonym filmie Rafa zaczął się zbierać, ale ja zatrzymałam go delikatnym dotknięciem dłoni.
- Zostaniesz na noc? - zapytałam zachęcając go, aby wrócił na sofę.
Zaczęłam lekko muskać ustami jego szyję a ręce powędrowały pod t-shirt.
- W sumie czemu nie? - odparł i całkowicie oddał się moim pieszczotom odwzajemniając je.
Razem pochłanialiśmy się przyjemności swoich pocałunków, po chwili większość naszej odzieży leżała już na podłodze. Prawie doszło do zbliżenia kiedy ktoś zaczął walić pięściami w drzwi.
Raphael zaczął coś mówić po francusku a ja wstałam i szybko chwyciłam swoją bluzkę, założyłam legginsy. Poprawiając włosy skierowałam się do wyjścia.
Przed oczami ukazał się mój były, który pijany jedną ręką opierał się o ścianę a w drugiej trzymał wino.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie - powiedział obleśnie się uśmiechając.
Nie wiedziałam o co chodzi temu idiocie dopóki nie spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Godzina wskazywała drugą w nocy, właśnie kończyłam 20 lat.


________________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Hej! Witam Was w 3 rozdziale na tym blogu, mam nadzieję, że Wam się podoba :) Nie ma pocałunku, ale myślę, że nie zawiodłam Was aż tak bardzo xD
Bardzo dziękuję za aż 22 komentarze pod ostatnim rozdziałem! To na prawdę mnie bardzo motywuje.
Serdecznie zapraszam do zapoznania się z notką dotyczącą nowych blogów ----> Podstrona.

I'll be the one if you want me to
My sweet revenge
Pride of London